niedziela, 26 września 2010

Spowiedź święta

Spowiedź, czyli sakrament pojednania. Po co został ustanowiony? Wielu moich znajomych twierdzi, że spowiedź przed księdzem jest niepotrzebna, wystarczy ta ogólna. Otóż ja się z nimi nie zgodzę. "Właściwie czemu mam się spowiadać duchownemu, który też grzeszy" - pytają, co ich motywuje, by nie pójść do tego sakramentu. Uważam, że klękając w konfesjonale, czy też w każdym innym miejscu, wyznając swoje słabości, spotykamy się z Bogiem. Ksiądz jest tylko "przykrywką". Czasem pomocną, fakt. Skoro nie baliśmy się zrobić coś złego, to dlaczego nie możemy powiedzieć o tym w konfesjonale? Czyżby strach i wstyd nas ogarniał? Warto się nad tym zastanowić...

Mam pewną historię dotyczącą spowiedzi i pewnego księdza, z którą się podzielę:
Przygotowywałam się do I Komunii, czekałam na nią z niecierpliwością, bo w końcu będę mogła przyjmować Jezusa. Wcześniej trzeba było iść do spowiedzi. Poszłam do Proboszcza, bo akurat spowiadał. Później chodziłam i chodziłam. Nie zależało mi na jakiego księdza trafię, ważne żebym skorzystała z tego sakramentu. Gdy któregoś dnia po Rocznicy I Komunii poszłam znowu do Niego, powiedział mi takie słowa: "Wiesz, ale staraj się nie popełniać tego samego grzechu co miesiąc temu". Pomyślałam sobie: "Więcej do Księdza nie przyjdę. Jak to jest, Ksiądz pamięta, co mówiłam miesiąc temu. Nie, więcej nie przyjdę". Udało się, nie byłam u Niego ok. 6 lat. Gdy 14.02.10 postanowiłam wybrać się do spowiedzi. Dzień wcześniej wróciłam późno do domu. Stwierdziłam, że pójdę do Kościoła, jak się obudzę. Mogłam iść na 8, 10, ale nie chciało mi się wstać i poszłam na 12. Weszłam do Kościoła i spostrzegłam, że spowiada jeden ojciec augustianin. Ucieszyłam się. No ale po chwili okazało się, że zamienia się z Proboszczem. No i się zasmuciłam, chciałam odejść. Ale zostałam... Poszłam i ta spowiedź była moją najlepszą, Ksiądz jak nikt inny mnie zrozumiał. Potem nawet byłam u Niego i wytłumaczył mi wiele spraw. No ale od lutego mijały miesiące i znowu omijałam szerokim łukiem Proboszcza, który siedział w konfesjonale. Wolałam pojechać gdzieś dalej. No ale coś mi mówiło we wrześniu: "Jest pierwszy piątek. Spowiada dwóch księży. Idź". Wiedziałam, że będzie spowiadać Proboszcz i taki inny ksiądz. Chciałam iść do Proboszcza, ale się bałam. Weszłam do Kościoła, pomodliłam się chwilę. Wyprzedziło mnie parę ludzi, ale Ksiądz czekał na mnie. Chociaż miałam pusty konfesjonał z innym księdzem. Ale Proboszcz chyba widział, że chcę iść do Niego. Poszłam i znowu przeżyłam niezwykle ten sakrament. To co mi mówił, jaką pokutę zadał, nie taką zwykłą, taką nad którą trzeba dłużej pomyśleć. Dało mi to dużo do myślenia. Uświadomiłam sobie, że zrobiłam wielki błąd, ogromny w moim życiu. Bardzo teraz tego żałuję. Tych 6-ciu straconych lat. Najgorsze jest to, że w ciągu tego czasu nie spotkałam żadnego duchownego, który by tak do mnie przemawiał, jakbym słyszała Jezusa, u którego spowiedź byłaby naprawdę czymś wielkim.

Dla Was może ta historia nie jest żadną szczególną. Dla mnie i owszem. Jeśli macie blisko siebie duchownego, który do Was przemawia, nie szukajcie innego. Z pewnością nie znajdziecie lepszego... Nie tłumaczcie sobie: "On mnie zna.", to nie jest żadna wymówka. A jeśli ksiądz nas zna, może bardziej pomóc, zrozumieć. Życzę Wam, byście znaleźli takiego duchownego w swoim życiu. Mi się udało.


"
Jeśli chcesz zdobyć prawdziwe szczęście, musisz przeznaczyć wszystkie siły na dążenie do celu zgodnego z twoim powołaniem."
William Cowper

sobota, 25 września 2010

Smutek

Przygnębienie często nam towarzyszy. Czasem przez inną osobę, czasem przez nas samych. Niestety ten stan gorzej znieść, jeśli jest zadany przez naszych "przyjaciół". Niby zawsze wspierają, ale potrafią sprawić, że dzięki ich "pomocy" odechciewa nam się wszystkiego. Sama muszę przez to przechodzić. Najgorsze jest to, że te słowa były dla mnie tak dobitne, że ciągle o nich myślę. Wiem, powinnam zawierzyć wszystko Bogu. Próbuję, ale nie zawsze wychodzi. Z dwóch stron słyszę: "Idź za mną". Staram się wybrać tą właściwą, tą pochodzącą całkowicie od Boga. Ale wierzcie, to nie takie proste. W szczególności mając tych wszystkich "życzliwych" ludzi. Przez smutek podobno łatwiej dostrzec radość. Chciałabym, żeby tak było. Proszę, bądźcie przy mnie. Nie fizycznie, ale duchowo. To dla mnie ważne.


"Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość."
Giovanni Melchiorre Bosco