czwartek, 20 października 2011
Co widzisz?
Co widzi człowiek, gdy przygląda się moim oczom? Smutek czy radość? Ja wolę w nie nawet nie patrzeć...
poniedziałek, 17 października 2011
Powrót...
Chciałam Wam napisać, że powracam do pisania. Na jak długo, zobaczymy... Piszę ten tekst zupełnie spontanicznie, więc pewnie znajdzie się w nim dziesięć różnych tematów jednocześnie :) Cieszę się, że znowu mogę zamieścić jakąś notkę, podzielić się swoim życiem. Podczas mojej nieobecności na blogu, wiele się działo. Dużo zła, ale też i dobro. Próbuję na nowo odkrywać siebie, co niestety nie jest proste. Nie umiem nadal zrozumieć bliskich osób, którzy krzyczą na mnie, bo jadę do szpitala, by odwiedzić swoich pacjentów. Nie potrafię pojąć, dlaczego znajomi kazali mi wybierać pomiędzy nimi a wolontariatem. Ale skoro oczekiwali ode mnie wyboru, dokonałam go, stawiając na wolontariat. Nie jest łatwo posługiwać wśród chorych ludzi, którzy wciąż umierają, którzy wciąż się żegnają, bo nie mają siły walczyć. W tym czasie musiałam się pogodzić ze śmiercią wielu pacjentów i to było dla mnie bardzo trudne, chyba nawet zbyt trudne. Od jakiegoś czasu noszę w sobie myśl: "Czy nie pomagać gdzieś jeszcze? Czy nie zrezygnować z przychodzenia do pacjentów, na rzecz innego działania? A może połączyć ze sobą różne formy pomocy?". Wciąż to za mną chodzi, nieustannie się zastanawiam. Z jednej strony chciałabym działać gdzieś jeszcze, ale z drugiej obawiam się, że nie dam rady. Chorzy są dla mnie całym światem, w pewnym okresie byli podporą, i dzięki nim nie popełniłam żadnego głupstwa. Nie chcę z tego rezygnować, ale tak bardzo pragnę posługiwać wśród ludzi niesłyszących, marzę by nauczyć się języka migowego. Nie mam pojęcia, skąd to wszystko się we mnie wzięło, skąd to pragnienie. Nie wiem czemu, ale nagle chcę działać wśród odrzuconych, tak bardzo w życiu poranionych. Pewnie jeszcze nie będę mogła, bo jestem zbyt młoda i nie mam wystarczającego doświadczenia, ale w moim sercu zrodziła się myśl: "Jak pomagać innym? Co mogę dla nich zrobić?". Wiecie, ciężko mi wybierać, bo zdaję sobie sprawę, że żadna z tych decyzji nie będzie zaakceptowana przez rodziców, że cokolwiek by się stało, będę z tym wszystkim sama. Nie wiem, co robić, ale próbuję powierzyć to Jezusowi, by mi doradził, pomógł... Nie poradzę się znajomych, bo już ich nie mam, po raz kolejny ich straciłam. Nie wiem, co robię źle, że wciąż odchodzą, nie rozumiem dlaczego tak się dzieje. Boję się, że kiedyś zostanę zupełnie sama, bo nie zostanę zaakceptowana przez to co robię, skoro teraz już tak jest. Naprawdę się boję...
czwartek, 6 października 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)