wtorek, 19 października 2010

Wybór

Nasze życie składa się z ciągłych wyborów, często trudnych. Wiele razy musimy wybierać między dobrem a złem, co nie jest proste... Co zrobić, by nie poddać się temu, czego nie chcemy? Może łatwiej będzie nam zrozumieć na przykładzie. "Jest niedziela. Idziemy do kościoła, ale w drodze do niego spotykamy naszych starych znajomych. Namawiają nas na piwo, jakiś spacer po parku. Ale my mieliśmy inne plany, szliśmy spotkać się z Bogiem. Zaczynają nas przekonywać, że dawno się nie widzieliśmy, że taka okazja może się nie zdarzyć. Musimy wybierać...". Co wtedy robimy? Najczęściej idziemy wraz z "przyjaciółmi", a nie tam, gdzie zamierzaliśmy. Często dlatego, że baliśmy się powiedzieć "nie, nie idę z wami". Może gdybyśmy wtedy zwrócili się do Boga, dostalibyśmy siłę, żeby odmówić i wyjść na spotkanie ku Niemu? Myślę, że tak.
Zdarza się, że musimy wybierać między złem a złem. Dobrze, że dzieje się to stosunkowo rzadko. No bo cóż zrobić: "strzelić do mordercy czy pozwolić mu zabić"? To jest bardzo ciężkie do rozstrzygnięcia, zazwyczaj podejmujemy to pod wpływem chwili...
Najtrudniejszą decyzją jest dla mnie wybór między dobrem a dobrem. Jak mam wybrać tego, któremu potrzebna jest większa pomoc? Skąd tak naprawdę mam wiedzieć, kto mnie bardziej potrzebuje? To najlepiej zostawić Bogu, zapytać Go. Wybory stają się łatwiejsze, gdy podzielimy się nimi z Bogiem. On nam pomoże podjąć tą właściwą decyzję. Ale najpierw sami musimy tego bardzo pragnąć...

piątek, 15 października 2010

Blisko a jednak daleko...

Długo zastanawiałam się, co napisać, który temat wybrać. Ale postanowiłam jednak najpierw opisać dla mnie wielki dzień, czyli niedzielę.
To miało być wyjątkowe spotkanie na Mszy Świętej, bo miałam przyjąć bierzmowanie. Chciałam, żeby tak wyszło. Czy się udało, do końca sama nie wiem. Witałam księdza biskupa, starałam się, żeby powiedzieć to, co zaplanowałam, żeby to nie były puste słowa, ale te które czuję. Bardzo się denerwowałam, więc mam nadzieję, że o niczym niewłaściwym nie wspomniałam. Potem czytania i homilia. Później właściwy obrzęd sakramentu. Zakończyła się Msza, dopiero wtedy zaczęły mijać emocje.
Ale pod wieczór dopadły mnie myśli: "Czy właściwie przeżyłam ten sakrament? Czy ten dzień był dla mnie wyjątkowy?". Bardzo chciałam, żeby to wszystko nie było ot tak, ale inaczej, niezwykle. Pragnęłam świadomego i godnego przyjęcia tego sakramentu. Starałam się, by wszystko wyszło jak najlepiej, by zrozumieć istotę tego dnia. Nie wiem, czy podołałam zadaniu. Ale to już nie w mojej ocenie. Wiem jedno, gdyby nie dwie osoby, nie udałoby mi się osiągnąć tego, co uczyniłam. Dzięki Nim zrozumiałam, na czym polega ten sakrament i po co w ogóle mam go przyjąć. Gdyby nie One, ten dzień nie zostałby w mojej pamięci, a tak wiem, że będzie trwał w niej długo. A tak pomimo wątpliwości, które miałam, teraz jestem szczęśliwa. Dziękuję Wam!

sobota, 9 października 2010

Cisza...

Jutro, czyli 10 października nadejdzie ten dzień. Dzień mojego bierzmowania. Mam nadzieję, że to będzie wyjątkowa chwila, że uda mi się ją tak przeżyć. Niech Duch Święty przemieni moje życie! Teraz potrzebuję tylko wyciszenia...

sobota, 2 października 2010

Bierzmowanie

Za kilka dni nadejdzie ten moment... Bierzmowanie - sakrament, który umacnia chrześcijanina, aby swoją wiarę mężnie wyznawał, bronił jej i według niej żył. Co mi on da? A może, co chciałabym żeby wniósł w moje życie? Mam jedno pragnienie... Bardzo chciałabym, żeby dzięki niemu nauczyć się mówić językiem miłości. Ale nie ot tak, ale żeby inni słuchając mnie, odkrywali Boga. Wiem, że to trudne do zrealizowania, ale możliwe.
Chodziłam przez rok na spotkania przygotowujące do tego sakramentu i zobaczyłam tam ludzi, dla którym Bóg nie jest ważny. Niestety... Przyjmują bierzmowanie tak na wszelki wypadek, może kiedyś się przyda. A ja chcę inaczej. Chcę, żeby to było umocnienie. Skoro jest to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej, to powinien on być przyjęty w niezwykły sposób. Nie na pokaz, bo tak wydaje mi się bez sensu. Zresztą dla mnie wiele rzeczy wydaje się nie mieć sensu...
Miałam za zadanie wybrać patrona. To był dla mnie wielki problem, gdyż nie chciałam się kierować tym, które imię mi się podoba, ale życiem świętego, które chciałabym naśladować. Po długim wahaniu wybrałam św. Julię Billiart. To nie była łatwa decyzja... Pewnie niektórzy teraz się zastanawiają, cóż wielkiego jest w wyborze imienia? W wyborze imienia, nic. Ale w decyzji towarzyszącego nam świętego, dla mnie jest.
Już niedługo otrzymam ten sakrament. Chciałabym, jak najlepiej przeżyć ten dzień. Tak by podobało się Bogu. Postaram się nie patrzeć na innych, lecz tylko na Niego. Mam nadzieję, że mi się uda...