Wigilia... Wspólna wieczerza, łamanie się opłatkiem, prezenty... Ale czy tak powinien wyglądać ten dzień? Co roku nadchodzi ta chwila, w której mamy uczcić Boże Narodzenie, a czy właściwie to robimy? Zasiadamy do stołu wraz z rodziną, łamiemy się opłatkiem, choć często nie darzymy się szacunkiem na co dzień. 24 grudnia kojarzy nam się z przyjściem św. Mikołaja, który przyniesie prezenty. Zapominamy o kimś, kto jest w tym dniu najważniejszy, o Jezusie. A ja, ja tak bardzo chciałam, żeby to On był tym, na co czekałam cały rok. Szkoda, że mogłam przywitać Go jedynie po kryjomu, w sercu. Szkoda, że moja rodzina nie chciała zaprosić Go na wspólną wieczerzę... Każdy czekał na coś najbardziej istotnego, na prezenty. Ale co mi po tej książce, po nowej bluzce? Nic... Wszystkie te rzeczy można kupić w najbliższym supermarkecie, mając odrobinę pieniędzy. A ja, ja bym chciała inny prezent, taki wyjątkowy. Marzy mi się wielkie pudełko, a w niej mała karteczka z napisem: "Jestem z Tobą w każdym momencie. Możesz mi zaufać.". Tego niestety nie dostanę w żadnym sklepie... Ja pragnę dostać zrozumienie. Chciałabym wiedzieć, że jest ktoś, komu mogę w pełni zaufać. Ja po prostu marzę o osobie, która nie odrzuci mnie przez to, co robię, tylko powie: "Dasz radę. Wierzę w Ciebie.". Dlaczego ja zawsze pragnę dostać coś, co jest trudne do spełnienia? Dlaczego dla ludzi ważne są rzeczy, które posiadają? Dlaczego takich spotykam na swojej drodze? Co mam przez to zauważyć, co zrozumieć? Wciąż nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie, wciąż szukam odpowiedzi...
W środę, gdy byłam ostatni dzień w szkole, przeżyłam coś niezwykłego. Oglądałam jasełka i miałam łzy w oczach... Pierwszy raz oglądając przedstawienie z okazji świąt, tak trudno było mi opanować łzy. Wiedziałam, że jakbym zaczęła płakać, wszyscy którzy by to zauważyli, wyśmialiby mnie. Na szczęście udało mi się do tego nie dopuścić... Było ciężko. Zobaczyłam tam sceny, które dotyczą mnie, przedstawiają wartości, których szukam, dlatego tak bardzo się wzruszyłam. Ale chyba tego potrzebowałam. Dziękuję.
Rok kalendarzowy dobiegł końca... Zastanawiam się, co szczególnego zrobiłam? Czy jest coś takiego, co byłoby czymś wielkim? Raczej nie... Kilka odwiedzin w szpitalu, pomoc w lekcjach - ale to, to jest maleńka kropla tego co można było zrobić. Właśnie sobie uświadomiłam, że przegapiłam tylu ludzi, tyle chwil, by uczynić coś dobrego... Nie potrafiłam dostrzec innych osób, zawsze gdzieś się spiesząc. Dobrze, że na sam koniec zwolniłam, w Adwencie. Marzy mi się, by kiedyś zorganizować Wigilię dla ludzi bezdomnych i opuszczonych. Ale na razie to chyba niemożliwe, może kiedyś się spełni... Tak bardzo bym chciała...
Niech Wigilia i Boże Narodzenie nie będą zwykłymi świętami, ale czasem, w którym przychodzi Jezus. Czekajmy na Niego, a nie na prezenty, to nie one są najważniejsze. Prezenty można nabyć w każdym sklepie, ale miłość Jezusa już nie...
"Chrystus nie chce tych, co Go podziwiają, ale tych, co Go naśladują."
Søren Aabye Kierkegaard
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz