Szczęście... Czym ono właściwie jest? Każdy inaczej rozumie ten priorytet w życiu. Dla jednych to wygrana dużej kwoty pieniężnej, kupno luksusowego samochodu czy też posiadanie dużego domu z basenem. Dla drugich natomiast to zobaczenie rozkwitającego kwiatka, malutki domek nad rzeczką lub poobiednia drzemka. Ile osób na świecie, tyle znaczeń tej wartości. A czym właściwie jest dla mnie szczęście? Zastanawiałam się na tym długo, by wybrać tą najważniejszą rzecz. Co sprawia mi największe rozradowanie? - myślałam. Po długim czasie zdecydowałam się na jedną odpowiedź. Dla mnie szczęście to radość drugiego człowieka. Gdy widzę smutne oczy, ból na twarzy, mogę podejść i zmienić to. Wystarczy tylko zapytać i pomóc. Ale to bardzo trudne, wciąż nad tym pracuję. Niedawno gdy wyszłam wcześniej ze szkoły, zobaczyłam starszą panią z zakupami, która zatrzymała się przy ogrodzeniu, by na chwilę odetchnąć. Podeszłam i zapytałam, czy wszystko w porządku. Pani stwierdziła, że tak. Proponowałam pomoc trzy razy i za każdym dostawałam negatywną odpowiedź. Odeszłam i niestety już nie wróciłam... Dzisiaj, gdybym mogła to zmienić, przecież wystarczyło spróbować jeszcze raz... Teraz nie wiem, czy ta pani przyszła do domu, czy nic się jej nie stało, teraz nieustannie się nad tym zastanawiam. Mogę tylko zapamiętać na przyszłość, że warto nie ustępować, widząc człowieka, któremu jest ciężko. Udało mi się to wykorzystać kilka dni po tamtym zdarzeniu. Jechałam autobusem, wsiadam na pierwszym przystanku, więc postanowiłam usiąść. Cztery przystanki później wsiadła starsza pani. Postanowiłam ustąpić miejsca i w swoim zwyczaju uśmiechnąć się. Gdy nadszedł mój przystanek i skierowałam się ku wyjściu, pani złapała mnie za rękę i powiedziała: "Dziękuję ci za uśmiech, tak bardzo ci za niego dziękuję, bo od nikogo go nie dostałam, a tak bardzo potrzebowałam.". Uśmiechnęłam się jeszcze raz i wyszłam z pojazdu. W drodze do domu myślałam: "Nie zrobiłam nic wielkiego, a uszczęśliwiłam tę kobietę.". Dzisiaj wiem, że niektórym nie potrzeba wiele do szczęścia, potrafią radować się z małych rzeczy, bo nie doświadczają ich często. Mogłam się przekonać o tym także wczoraj, gdy wraz z innymi wolontariuszami zorganizowaliśmy dla pacjentów "Dzień naleśnika". Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, że sami przyrządzaliśmy słodkości, że nie muszą płacić, że nam się chciało. Warto było spędzić kilka godzin w szpitalu, by móc zobaczyć uśmiech na twarzy tylu ludzi. Tak bardzo się cieszę, że mogłam tam być.
Szczęście może dawać każdy z nas, wystarczy tylko otworzyć oczy i obudzić się ze snu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz