wtorek, 6 grudnia 2011

Tylko odejść...

Każdy dzień, każda minuta... Jedna chwila to dla mnie cała wieczność. Nie potrafię już żyć, nie umiem walczyć. Poddałam się i nie umiem podnieść się... Ze mną już koniec... Nie ratujcie mnie, to nic nie da. Zostawcie, chcę być sama...

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Ona...

Ona... Czy ona jest moją najlepszą przyjaciółką, najlepszą towarzyszką? Od ostatnich dni nie rozstaje się ze mną na krok. Wciąż jest przy mnie, czuwa i mówi: "W razie czego możesz skorzystać z mojej pomocy.". To żyletka...
Wczoraj tak bardzo chciałam to zrobić, pociąć się i ulżyć sobie. Wyciągnęłam jedną z opakowania i trzymałam w dłoni, zastanawiając się co dalej z nią uczynić. Przyłożyłam ją do żył, jednak coś tak bardzo mnie od tego ruchu odpychało... Odłożyłam ją do pudełka i przyglądałam się, jak w nim leży, następnie wsadziłam do torby i odrzuciłam tę formę pomocy. Wiele razy do niej wracałam, wciąż tak samo postępując. Udało się nie skorzystać z niej, chociaż tak bardzo w głębi duszy tego pragnęłam. Tylko raz przejechać ostrzem, by zapomnieć o całym bólu...
To ona, żyletka jest ze mną... Nie opuszcza, gdy mówię: odejdź. Wiem, że będzie mi towarzyszyć i wspierać... Tylko czy ja tego pragnę?

czwartek, 1 grudnia 2011

Poddaję się...

Jak ciężko jest żyć... Nie chcę już tak dłużej, boję się, nie mam sił. Nie chcę już walczyć, nie potrafię. Codziennie myślę o tym samym, codziennie zastanawiam się co dalej, jedyne dla mnie rozwiązanie to zabicie się. Chciałabym mieć kogoś, tylko jedną osobę. Tak bardzo pragnę, by ktoś przytulił, zrozumiał, bym mogła z kimś porozmawiać. Nie mam nikogo, jestem sama... Sama, identycznie jak wtedy, gdy byłam chora. Czuję tą samą samotność, tęsknotę, odrzucenie. Dlaczego ci, którym wydawało mi się, że mogę wszystko powiedzieć, zostawiają w momencie, gdy potrzebuję pomocy, ich obecności? Codziennie jest to samo, ciągły płacz, w domu krzyki. Boję się każdego dnia, każdej chwili, bo nie wiem, czego się spodziewać, nie potrafię przewidzieć nawet samej siebie. Zastanawiam się, czy kiedyś to się skończy, czy moje życie się ułoży. Nieustannie w to wątpię, bo przecież nie zasługuję na dobry los. Nie mogę cieszyć się tak jak inni, bo doświadczenie choroby wciąż idzie za mną, każdego dnia. Jest tylko jedno wyjście: popełnić samobójstwo... Nikt i tak nie zauważy, nikomu i tak nie jestem potrzebna. Chcę umrzeć! Pragnę tylko umrzeć, przecież to tak niewiele. Czy tak dużo wymagam od Boga? Czy nie może mnie stąd zabrać? Jezu, chcę umrzeć! Może, by tak Ci pomóc? W mojej głowie jest tylko jedna myśl: odebrać sobie życie, te głupie życie...