czwartek, 1 grudnia 2011

Poddaję się...

Jak ciężko jest żyć... Nie chcę już tak dłużej, boję się, nie mam sił. Nie chcę już walczyć, nie potrafię. Codziennie myślę o tym samym, codziennie zastanawiam się co dalej, jedyne dla mnie rozwiązanie to zabicie się. Chciałabym mieć kogoś, tylko jedną osobę. Tak bardzo pragnę, by ktoś przytulił, zrozumiał, bym mogła z kimś porozmawiać. Nie mam nikogo, jestem sama... Sama, identycznie jak wtedy, gdy byłam chora. Czuję tą samą samotność, tęsknotę, odrzucenie. Dlaczego ci, którym wydawało mi się, że mogę wszystko powiedzieć, zostawiają w momencie, gdy potrzebuję pomocy, ich obecności? Codziennie jest to samo, ciągły płacz, w domu krzyki. Boję się każdego dnia, każdej chwili, bo nie wiem, czego się spodziewać, nie potrafię przewidzieć nawet samej siebie. Zastanawiam się, czy kiedyś to się skończy, czy moje życie się ułoży. Nieustannie w to wątpię, bo przecież nie zasługuję na dobry los. Nie mogę cieszyć się tak jak inni, bo doświadczenie choroby wciąż idzie za mną, każdego dnia. Jest tylko jedno wyjście: popełnić samobójstwo... Nikt i tak nie zauważy, nikomu i tak nie jestem potrzebna. Chcę umrzeć! Pragnę tylko umrzeć, przecież to tak niewiele. Czy tak dużo wymagam od Boga? Czy nie może mnie stąd zabrać? Jezu, chcę umrzeć! Może, by tak Ci pomóc? W mojej głowie jest tylko jedna myśl: odebrać sobie życie, te głupie życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz