niedziela, 31 lipca 2011

Tego nie da się opisać...

Wróciłam do domu i najbliższy miesiąc wakacji spędzam już w swoim mieście. Możecie od razu się przygotować na długą notkę :) Ostatnie 3 tygodnie były inne niż zwykle. W pierwszym z nich prawie nie spałam, bo denerwowałam się przed uczestnictwem w Festiwalu Życia. W moich myślach wciąż byli rodzice, którzy niechętnie zgodzili się na wyjazd, bałam się komentarzy po powrocie, chyba właściwie wszystkiego. Gdy nadszedł dzień odjazdu z domu do Kodnia, tata odprowadził mnie na przystanek autobusowy. Wiedziałam wtedy, że zostawiam rodziców, od których tak pragnęłam odpocząć, ale jedno we mnie było, że przez najbliższy tydzień nie usłyszę komentarzy z ich strony i z tego chyba się najbardziej cieszyłam. Przyznam, że jechałam do tego miejsca trochę w strachu, że nie będę pasować do tamtych ludzi, że się tam nie odnajdę.

W pierwszym dniu zapoznałam dużo osób i od razu wiedziałam: Oni są inni niż ci ludzie, których ja znam. To dało się wyczuć. Gdy nadeszła Msza Św. już na jej początku miałam ochotę płakać, ale pomyślałam, że to tak głupio. Później jednak stwierdziłam, że nie dam rady powstrzymywać się od łez i co mam być to będzie.
Wtorek przebiegał spokojniej, znalazłam chwilę na swoją pracą. Miałam trochę nieprzyjemne spotkanie z miejscowymi ludźmi, ale może lepiej zapomnijmy o tym wydarzeniu. Tematem dnia było zagubienie, może tamte osoby właśnie zabłądziły...
Środowy dzień żył tematem doświadczenia Bożej Miłości i nawrócenia. Rozmawiałam wtedy ze swoim Bratem i gdy później zaprowadził mnie na "pogotowie", tam w kościele ciągle czułam, że mam wyjść. Wytrzymałam 15 minut i wiedziałam, że to jest zbyt krótko, że potrzebuję więcej, ale nie potrafiłam zostać. Wieczorem była prezentacja o oblatach, potem karaoke i film. Niestety była dosyć mocno odczuwalna przez niektórych burza i deszcz. Tej nocy spałam wraz z częścią uczestników Festiwalu Życia w kościele. Gdy leżałam pod tabernakulum czułam się wyjątkowo, lecz następnego dnia obudziłam się z jeszcze większymi wątpliwościami.
Czwartek i temat wspólnota. Tego dnia przeżyłam coś wyjątkowego. Byłam po kolejnej rozmowie z Bratem i zostałam zachęcona, a może raczej zmuszona do spowiedzi św. W sumie nic innego na mnie nie działało... Do tego wielkiego sakramentu doszło, chociaż wtedy nie byłam przekonana czy powinnam. Teraz wiem, że było warto. Miałam iść do spowiedzi do kapłana, którego pierwszego zobaczymy, no i spotkaliśmy bardzo szybko. Jak się później przekonałam, niezwykłego Oblata. A jednak nie ma przypadków.
Piątek to dzień ewangelizacji. Rano odwiedziłam zakon karmelitanek bosych. Wiem jedno, ja się tam nie nadaję, a przynajmniej tak mi się wydaje. Szczęśliwa po doświadczonej spowiedzi czułam się inaczej, lepiej. Gdy po popołudniowej wizycie w kościele zostałam zachęcona do ewangelizacji, wiedziałam jedno: Nie idę, ja się do tego nie nadaję. Jednak wyszło inaczej, poszłam. Cieszę się, że mogłam spróbować czegoś nowego. Wieczorem była modlitwa o uzdrowienie. To co wtedy się dokonało, jest nie do opisania. Nie potrafiłam powstrzymać łez i płakałam naprawdę długo. Dobrze, że byli wtedy ze mną inni, a jedna osoba w szczególności, która miała mokry rękaw. W szczególny sposób pragnę podziękować tej osobie, tutaj na blogu. Dziękuję z całego serca!
Sobota była niestety ostatnim dniem. Trzeba było się pakować i myśleć o tym, że znowu wraca się do tego samego, a ja tego nie chciałam.
Festiwal zakończony był Mszą Św. o 24:00. Niestety pożegnanie się z poznanymi tam ludźmi nie było najmilszą czynnością, ale tak już musi być. Mam nadzieję, że jeszcze ich kiedyś zobaczę...
Wiem jedno, nie przeżyłabym tego wszystkiego, gdyby nie mój Brat. To On namawiał, zachęcał... Teraz tak bardzo jestem Mu za to wdzięczna, za ten tydzień w Kodniu. Chociaż tam dużo płakałam, to teraz jest we mnie radość, że doświadczyłam czegoś tak wyjątkowego. To był najpiękniejszy czas w moim życiu. Dziękuję Brat!

Wczoraj wróciłam z Gdańska, do którego pojechałam wraz z rodzicami. Tam niestety nie było tak fajnie. Często słyszałam kłótnie, przekleństwa. Gdyby nie to, wyjazd mógłby być naprawdę udany, a tak chciałam wracać, żeby to wszystko się jak najszybciej skończyło. Dobrze, że Jezus był blisko mnie :)

Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy sprawili, że przeżyłam wyjątkowy tydzień! Na pewno długo zostanie to w mojej pamięci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz