wtorek, 14 maja 2013

Rok zmian

Minął rok od ostatniej notki. Przez ten czas wiele się u mnie zmieniło. Przede wszystkim mój stosunek do życia i samej siebie. Chociaż miałam wiele upadków, udało mi się osiągnąć parę rzeczy. Nareszcie potrafię je dostrzec, chociaż czasem jeszcze bronię się przed pozytywnymi myślami. Ale jest zupełnie inaczej. :) Ten rok był dla mnie trudny, bo wzięłam na siebie zbyt dużo obowiązków, ale jednocześnie zrozumiałam, że dzięki wytrwałości i własnej pracy można dokonać cudów. Na szczęście w tym wszystkim nie byłam sama. To dzięki moim przyjaciołom udało mi się dotrzeć do samej siebie. Tak bardzo jestem im wdzięczna za to, że mnie nie zostawili, że mogłam na nich liczyć, chociaż czasem nie potrafiłam przyjąć ich dobrych rad. Gdyby nie oni, nie wiem, co by się dzisiaj ze mną działo. Teraz już wiem, że życie może być piękne, jeśli naprawdę tego pragniemy...

wtorek, 17 kwietnia 2012

A jednak jestem...

Chciałam tylko napisać, że żyję. Próba samobójcza się nie powiodła. Minęły już ponad 4 miesiące od tego wydarzenia, ale jest ono nadal w mojej pamięci. Teraz wiem, że ta decyzja nie była dobrym rozwiązaniem. Jednak uświadomiłam sobie wiele spraw, zrozumiałam błędy w swoim myśleniu. Kończę pisanie już na tym blogu, któregoś dnia go usunę... Miejcie się dobrze! Pozdrawiam!

wtorek, 6 grudnia 2011

Tylko odejść...

Każdy dzień, każda minuta... Jedna chwila to dla mnie cała wieczność. Nie potrafię już żyć, nie umiem walczyć. Poddałam się i nie umiem podnieść się... Ze mną już koniec... Nie ratujcie mnie, to nic nie da. Zostawcie, chcę być sama...

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Ona...

Ona... Czy ona jest moją najlepszą przyjaciółką, najlepszą towarzyszką? Od ostatnich dni nie rozstaje się ze mną na krok. Wciąż jest przy mnie, czuwa i mówi: "W razie czego możesz skorzystać z mojej pomocy.". To żyletka...
Wczoraj tak bardzo chciałam to zrobić, pociąć się i ulżyć sobie. Wyciągnęłam jedną z opakowania i trzymałam w dłoni, zastanawiając się co dalej z nią uczynić. Przyłożyłam ją do żył, jednak coś tak bardzo mnie od tego ruchu odpychało... Odłożyłam ją do pudełka i przyglądałam się, jak w nim leży, następnie wsadziłam do torby i odrzuciłam tę formę pomocy. Wiele razy do niej wracałam, wciąż tak samo postępując. Udało się nie skorzystać z niej, chociaż tak bardzo w głębi duszy tego pragnęłam. Tylko raz przejechać ostrzem, by zapomnieć o całym bólu...
To ona, żyletka jest ze mną... Nie opuszcza, gdy mówię: odejdź. Wiem, że będzie mi towarzyszyć i wspierać... Tylko czy ja tego pragnę?

czwartek, 1 grudnia 2011

Poddaję się...

Jak ciężko jest żyć... Nie chcę już tak dłużej, boję się, nie mam sił. Nie chcę już walczyć, nie potrafię. Codziennie myślę o tym samym, codziennie zastanawiam się co dalej, jedyne dla mnie rozwiązanie to zabicie się. Chciałabym mieć kogoś, tylko jedną osobę. Tak bardzo pragnę, by ktoś przytulił, zrozumiał, bym mogła z kimś porozmawiać. Nie mam nikogo, jestem sama... Sama, identycznie jak wtedy, gdy byłam chora. Czuję tą samą samotność, tęsknotę, odrzucenie. Dlaczego ci, którym wydawało mi się, że mogę wszystko powiedzieć, zostawiają w momencie, gdy potrzebuję pomocy, ich obecności? Codziennie jest to samo, ciągły płacz, w domu krzyki. Boję się każdego dnia, każdej chwili, bo nie wiem, czego się spodziewać, nie potrafię przewidzieć nawet samej siebie. Zastanawiam się, czy kiedyś to się skończy, czy moje życie się ułoży. Nieustannie w to wątpię, bo przecież nie zasługuję na dobry los. Nie mogę cieszyć się tak jak inni, bo doświadczenie choroby wciąż idzie za mną, każdego dnia. Jest tylko jedno wyjście: popełnić samobójstwo... Nikt i tak nie zauważy, nikomu i tak nie jestem potrzebna. Chcę umrzeć! Pragnę tylko umrzeć, przecież to tak niewiele. Czy tak dużo wymagam od Boga? Czy nie może mnie stąd zabrać? Jezu, chcę umrzeć! Może, by tak Ci pomóc? W mojej głowie jest tylko jedna myśl: odebrać sobie życie, te głupie życie...

poniedziałek, 14 listopada 2011

List do Jezusa...

Jezu!
Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałam, a gdy już to robiłam, poświęcałam Ci mało czasu... Co u Ciebie? U mnie tyle się dzieje... Nie umiem zrozumieć, dlaczego to wszystko mi się przydarza... Wiem, Ty to zaplanowałeś i wiesz najlepiej, czego potrzebuję. Ale ja nie potrafię się w tym odnaleźć, nie umiem żyć wśród ludzi, którzy wciąż mnie ranią. Przepraszam Jezu, ale ja nie mam sił. Nie chcę walczyć, bo nie widzę sensu. Boję się, że Cię tym ranię, bo chciałeś dla mnie jak najlepiej. Tyle razy próbowałam od nowa i znowu nie wyszło, po raz kolejny się poddaję. Dlaczego tyle razy powstrzymywałeś mnie od tego jednego kroku? Dlaczego? Przecież tak byłoby lepiej, łatwiej... Boję się Jezu każdego dnia, że nie dam rady, że mnie nie uratujesz... Nie wiem, co robić. Nie potrafię już płakać i nie umiem się śmiać. Czy widzisz jeszcze dla mnie jakieś rozwiązanie? Czy dajesz jakąś szansę? Proszę Cię, daj mi jakiś znak, daj nadzieję, cokolwiek...

Przepraszam Cię, Ojcze.
Twoja córka

wtorek, 1 listopada 2011

Przepraszam...

Przepraszam Cię Jezu...