Znałam jednego pana, który często stał pod sklepem i pił. Niestety zmarł. Gdy zawsze przechodziłam obok niego, nie zdarzyło się, żeby nie powiedział: "Dzień dobry". Zastanawiam się, jak to jest: Z jednej strony pije, a z drugiej wita się ze mną, osobą której właściwie prawie nie zna. Nabrałam do niego wielkiego szacunku i gdy dowiedziałam się o jego śmierci, poczułam smutek, że odszedł ktoś, kto czegoś mnie nauczył, choć pewnie o tym nawet nie wiedział. Ten pijak pokazał mi, że on też zasługuje na godne traktowanie, chociaż pogubił się w swoim życiu. Nauczył mnie miłości do tych gorszych, do tych co się stoczyli na dno...

Przypomina mi się sytuacja z tego roku. Szłam ulicą i z naprzeciwka zbliżał się pewien mężczyzna. Widziałam, że jest pod wpływem alkoholu i to w znaczącym stanie. Gdy był blisko mnie, nagle stracił orientację i upadł. Gdy go podnosiłam, widziałam jego smutne oczy, a tym samym ludzie patrzyli na mnie i dziwili się, co robię. Gdy nieznajomy w miarę utrzymywał się na nogach, powiedział do mnie: "Przepraszam za mój stan, dziękuję ci za pomoc.". Spojrzałam na ludzi, a oni na mnie i usłyszałam: "Po co go podnosiłaś? Przecież był pijany, nie zasłużył na to.". Nie mogłam uwierzyć, że ludzie są tak nieczuli. Chciałam odpowiedzieć: "Ten człowiek jest tak samo równy i ważny, jak każda tu obecna osoba.", ale postanowiłam jednak tego nie zrobić. Odeszłam w milczeniu...
Dlaczego traktujemy gorzej ludzi, którzy się pogubili? Dlaczego tak wielu z nas nie chce im pomóc, wyśmiewa? Być może kiedyś i my będziemy potrzebować pomocy, ale wtedy nie będzie przy nas nikogo, bo my nie potrafiliśmy zauważyć wcześniej drugiego człowieka w potrzebie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz